Skorelowane rury


Chodząc po japońskich ulicach często przytrafiała mi się następująca przygoda. Idę sobie raźnym krokiem po chodniku, gdy nagle dobiega mnie zachrypły ryk potężnego silnika. Jako zapalony automobilista, zaczynam się natychmiast rozglądać spodziewając się ujrzeć jakieś rącze Ferrari lub inne auto z podrasowanym silnikiem. Tymczasem, ryk się natęża, przechodzi obok mojej zdezorientowanej osoby, oddala się i w końcu milknie. Ferrari ani śladu. Bardzo mnie to bulwersowało, więc postanowiłem dociec o co chodzi. Minęło parę minut i znów usłyszałem znajome porykiwanie. Zacząłem natychmiast wypatrywać jego źródła. Ku memu osłupieniu dochodziło ono (porykiwanie, nie źródło) z jednego z bardzo tutaj popularnych mikro samochodów z silnikami około 600 cm3, czy też po naszemu "maluchów" podobnych do: Fiat 126p. Z początku nie mogłem skapować jak taki mikrus potrafi wydawać tak przejmujące ryki. Moje dalsze sumienne obserwacje wyjaśniły tę zagadkę. Otóż, pomimo swej zgoła nikczemnej postaci, rzeczony mikrus był wyposażony w ogromną rurę wydechową, która (w przeciwieństwie do zwykłych rur, czyli tłumików) pełniła rolę wzmacniacza dźwięku. Muszę przyznać, że wydajność tegoż była imponująca i mikrus ryczał jak Corvette z podrasowanym silnikiem. Prowadząc obserwacje rzeczonych rur wykryłem również, że ich wielkość jest ujemnie skorelowana z wielkością samochodu. Czyli mówiąc po ludzku: im większa rura, tym mniejszy samochód, w którym ją zainstalowano. Ludzi lubiących żonglować cyframi zapewniam, że jest ona (korelacja, nie rura) statystycznie istotna. Nie opublikowałem jeszcze mego doniosłego odkrycia w international journal with referee system. Jestem jednak pewien, że impact factor czasopisma, które dostąpi zaszczytu jego publikacji osiągnie zawrotne wyżyny.

Skoro już tak się rozpisałem o samochodach, dorzucam jeszcze jedną ciekawostkę motoryzacyjną. Tym razem, ze Szwecji. Szwedzkie samochody mają zwyczajne rury. Ich cechy charakterystyczne to obecność dodatkowych świateł halogenowych oraz haka do przyczepy. Ten ostatni zwie się dość swojsko: kula.

© Alfred E. Szmidt

by Alfred E. Szmidt