Wczoraj wieczorem,14-go kwietnia 2016 r. wyspę Kyushu nawiedziło kolejne trzęsienie ziemi. U mnie w domu nic ciekawego: pospadało z półek parę książek i innych gratów. W czasie jednego z poprzednich, rozleciały się dwa 120-to i dwa 60-cio litrowe akwaria, nie licząc fajnej kolekcji kaktusów. Nie muszę chyba wyjaśniać, że sąsiedzi z dołu byli trochę niezadowoleni, bowiem nawet w Japonii podłogi nie są wodoszczelne. Jednak, będąc oswojeni z gorszymi kataklizmami niż zalany sufit, tatami i kilka mebli, policji nie wezwali. Przeciwnie. Następnego dnia poszliśmy razem na piwo i sashimi do pobliskiej izakaya.
Niestety tym razem, w odległym o 100 kilometrów mieście Kumamoto sprawy miały się znacznie gorzej. Zginęło kilka osób i rozleciało się parę budynków. Między innymi: Zamek, 熊本城 Kumamoto-jō, po którym miałem okazję kiedyś oprowadzać moich gości z Polski. Ucierpiał bardziej niż w czasie Buntu Satsumy.
17-go kwietnia, 2016 r.
Wyspa Kyushu nadal cierpi od kilku dni na epilepsję i jeszcze jej nie przeszło. Tutejsza telewizja doniosła, że ostatniej nocy znowu dostała drgawek (wyspa, nie telewizja). Nie mogę tego potwierdzić, bo zmożony pierwszymi wstrząsami zasnąłem. Obudziły mnie dopiero kolejne. Trzęsienia ziemi w Japonii budzą mnie dość rzadko, gdyż jak już wspomniałem, są one w tym uroczym kraju dość nagminne. Drgawki skorupy ziemskiej, które nawiedziły mnie w betonowym mieście Reykjavik, w znacznie ładniejszym od niego Orvieto i w Taipei, też przegapiłem z innych, równie błahych powodów.
18 kwietnia 2016 r. Do moich Koleżanek i Kolegów licealnych w Polsce.
Serdecznie dziękuję za troskę i słowa otuchy oraz donoszę, że dzień dzisiejszy minął bez większych drgawek oraz że moja chałupa nadal stoi. Tylko w czasie obiadu były drobne wstrząsy. Zaczynam być znudzony. Moja komórka kwiczy bez przerwy nadając ostrzeżenia. Tsunami ani śladu. Dziwny jest ten świat!
© Alfred E. Szmidt
by Alfred E. Szmidt