Zanim przejdę do opisu balistycznego makaronu, muszę Was wprowadzić w to ważne zagadnienie. Otóż, makaron jest bardzo istotnym składnikiem japońskiej kuchni. Z grubsza biorąc, tutejsze makarony można podzielić na trzy gatunki: udon (wyrabiany z mąki pszennej), soba (wyrabiany z kaszy gryczanej lub mąki pszennej) oraz ramen (wyrabiany z mąki pszennej). Niektóre rodzaje udonu bywają grubości palca. Soba i ramen są znacznie cieńsze. Wszystkie trzy, mogą być podawane na zimno lub ciepło, w zupie lub bez. Innym razem, napiszę o oroshi soba, która jest bardzo ruchliwa, pomimo, że nie zawiera żadnego silnika ani żywego organizmu. Ale teraz: ad rem.
W ostatni weekend pojechałem z parą znajomych (tych samych, z którymi byłem w Tajlandii ujeżdżając słonie), aby obejrzeć malowniczą Kikuchi Gorge leżącą w okolicy miasta Kumamoto. Tego, w którym jedzą koninę. Jak się kiedyś dowiedziałem od Jana Dziennikarza z Warszawy: sprowadzaną z Polski! Odwiedzał Japonię z Panem Buzkiem, więc wierzę mu bezgranicznie.
Podróż upłynęła nam miło, choć dla mnie nieco surrealistycznie, bo na mijanych polach żniwa były w pełni. Był wtedy koniec maja! Po obejrzeniu Kikuchi Gorge udaliśmy się na obiad do pobliskiej restauracji. Jej widok poważnie mnie zaskoczył, bowiem na każdym stole stało wąskie koryto wypełnione wodą. Jako osobnik cywilizowany, nie mam zwyczaju jadania z koryta.
Po dokładniejszych oględzinach wykryłem, że każde koryto wyposażone było na jednym końcu w rodzaj wentyla do spuszczania nadmiaru wody, a na drugim, w plastikową rurę biegnącą do kuchni rzeczonej restauracji.
Zapytałem przyjaciół: Co będziemy jedli?. Odparli, że rybę z grilla i soba. Pomyślałem, że będzie byczo, bo lubię jedno, i drugie. Niepokoiło mnie tylko to nieszczęsne koryto!
Wkrótce podano nam rybę na talerzu (sic!) oraz miseczki z sosem sojowym (napiszę o nim innym razem) do maczania soby, oraz wasabi (smakuje prawie tak samo jak polski chrzan) i negi (rodzaj szczypiorku). Soby nadal nie było. Gdy zacząłem już tracić nadzieję na jej pojawienie, nagle coś zabulgotało w plastikowej rurze i po chwili wystrzelił z niej spory pęczek soby zielonego koloru. Wylądował w korycie tuż przed moim nosem. Można było wreszcie rozpocząć ucztę. Przyjaciele wyjaśnili, że zielony kolor oznacza pierwszą porcję. Dalsze będą w innych kolorach, a ostatnia różowa. Tak też było. Rura co jakiś czas wystrzeliwała nowe porcje. Na koniec, wystrzeliła nieco mniejszy niż poprzednie różowy pęczek. Po spożyciu tegoż, udaliśmy się w podróż powrotną, która odbyła się bez dalszych sensacji, oprócz żniwnych majowych pól.
Na koniec muszę dodać, że spożywanie wszelkich japońskich makaronów odbywa się z donośnym siorbaniem, które wbrew naszym europejskim przesądom, jest wyrazem grzeczności i podziwu dla umiejętności kucharza.
© Alfred E. Szmidt
by Alfred E. Szmidt